Wiec dzisiaj po 16-tej pakuje sie w autobus greyhounda i ruszam na podboj zachodu:) Na poczatek jade do Chicago, do ktorego dojade jutro o 5 rano. Zaoszczedzam wiec na noclegu. Troche obawiam sie tylko przesiadki w Cleveland, gdzie bede o 22:45 i mam 1:20 minut czekania. No ale dworzec autobusowy jest podobno w centrum Cleveland wiec nie powinno byc najgorzej. Co mnie dziwi, to, ze nie maja tutaj w ogole przechowalni bagazu na dworcach. W ciemno sobie zalozylem ze sa tu takowe i zaplanowalem ze zostawie sobie bagaz rano na dworcu w Chicago, pochodze caly dzien po miescie i w nocy zapakuje sie w autobus do spearfish w Poludniowej Dakocie, znow oszczedzajac na noclegu. No ale zobaczymy na miejscu.
Po calym dniu oogladania wodospadow, poznym wieczorem wybralismy sie do Kanady. Przejscie graniczne jest na moscie, z ktorego rowniez rozciaga sie wspanialy widok na wodospady. Cale przejscie granicy na pieszo zajmuje jakies 20 minut z czego polowa to formalnosci na przejsciu (paszporty, krotki wywiad: "czy ma pan przy sobie noz albo pistolet?":)). No i po krotkiej chwili bylismy juz w Kanadzie. Tam po jakiejs godzinie przedzierania sie przez maksymalnie kiczowate restauracje, bary, muzea i inne takie trafilismy na przyjemna wloska restauracyjke, gdzie mozna bylo zjesc cos nieco bardziej wykwintnego niz wszechobecna bula z kotletem i uczcic moje urodziny czyms lepszym niz coca-cola:) nie musze pisac ze mialo to calkiem sporo procentow zwazywszy ze towarzystwo bylo polsko-bialorusko-lotewskie:))
2 komentarze:
Uwazaj tylko w greyhoundzie, ucinaja tam glowy!
http://buzzfeed.com/scott/greyhound-decapitation
no niezłe, niezłe.Ale ponoć wodospad w Sopotni Wielkiej też robi takie wrażenie ;)
Prześlij komentarz