poniedziałek, 11 sierpnia 2008

No to w droge:)

Sie porobilo. Dzisiaj pozegnalem sie z grupa z ktora spedzilem pierwsze 10 dni w USA. Od jakis 5 godzin ostalem sie sam jeden na obcem kontynencie:) Troche dziwne uczucie na poczatku, ale poszedlem sobie do miejscowej restauracyjki (jestem w miescie Rochester w stanie NY, ok 100 tys. mieszkancow) zamowilem piwo wyciagnalem laptoka, polaczylem ze swiatem i jakos zrobilo sie razniej. Teraz pije juz 3 buda i postanowilem napisac tu kilka slow, bo przez najblizszych kilka dni moge nie miec takiej okazji.
Wiec dzisiaj po 16-tej pakuje sie w autobus greyhounda i ruszam na podboj zachodu:) Na poczatek jade do Chicago, do ktorego dojade jutro o 5 rano. Zaoszczedzam wiec na noclegu. Troche obawiam sie tylko przesiadki w Cleveland, gdzie bede o 22:45 i mam 1:20 minut czekania. No ale dworzec autobusowy jest podobno w centrum Cleveland wiec nie powinno byc najgorzej. Co mnie dziwi, to, ze nie maja tutaj w ogole przechowalni bagazu na dworcach. W ciemno sobie zalozylem ze sa tu takowe i zaplanowalem ze zostawie sobie bagaz rano na dworcu w Chicago, pochodze caly dzien po miescie i w nocy zapakuje sie w autobus do spearfish w Poludniowej Dakocie, znow oszczedzajac na noclegu. No ale zobaczymy na miejscu.
Ostatnie 2 dni to pobyt w Niagara Falls i podziwianie wodospadow z kazdej pozycji, no prawie kazdej, bo lot helikopterem nad wodospadami przerastal juz mozliwosci mojego skromnego budzetu:). Wodospady robia ogromne wrazenie i gdyby nie ilosc zwiedzajacych i wszechobecna kiczowata do granic mozliwosci komercja, to byloby chyba miejsce, ktore dotad wywarlo na mnie najwieksze wrazenie. Do tej pory pierwsze miejsce zajmuja gory Gruzji i klasztor Gergeti. Niagara ( ktora tutaj sie wymawia Najegra) to trzy ogromne wodospady na rzece o tej samej nazwie. Wodospady sa po stronie amerykanskiej, ale lepszy widok na nie jest z kanadyjskiego brzegu. Niesamowite jest, ze wodospady mozna podziwiac z bardzo bliska. Za 7$ mozna tez zaladowac sie na statek, ktory podplywa pod wszystkie wodospady. Wycieczka taka trwa 30 minut, ale naprawde warto, bo dopiero z dolu mozna odczuc cala potege wodospadow.
Po calym dniu oogladania wodospadow, poznym wieczorem wybralismy sie do Kanady. Przejscie graniczne jest na moscie, z ktorego rowniez rozciaga sie wspanialy widok na wodospady. Cale przejscie granicy na pieszo zajmuje jakies 20 minut z czego polowa to formalnosci na przejsciu (paszporty, krotki wywiad: "czy ma pan przy sobie noz albo pistolet?":)). No i po krotkiej chwili bylismy juz w Kanadzie. Tam po jakiejs godzinie przedzierania sie przez maksymalnie kiczowate restauracje, bary, muzea i inne takie trafilismy na przyjemna wloska restauracyjke, gdzie mozna bylo zjesc cos nieco bardziej wykwintnego niz wszechobecna bula z kotletem i uczcic moje urodziny czyms lepszym niz coca-cola:) nie musze pisac ze mialo to calkiem sporo procentow zwazywszy ze towarzystwo bylo polsko-bialorusko-lotewskie:))

statek podplywa naprawde blisko

po lewej USA, po prawej Kanada, a ja na moscie:)

widziane z dolu

2 komentarze:

Unknown pisze...

Uwazaj tylko w greyhoundzie, ucinaja tam glowy!

http://buzzfeed.com/scott/greyhound-decapitation

TYMON SOCHA pisze...

no niezłe, niezłe.Ale ponoć wodospad w Sopotni Wielkiej też robi takie wrażenie ;)