wtorek, 16 września 2008

BLOG - KONTYNUACJA

Opis mojej podróży niespodziewanie przerwałem gdzieś w stanie Indiana, gdzie po raz pierwszy mojemu moto przydarzyła się awaria. Potem wypadki potoczyły sie bardzo szybko. Fascynująca jazda przez górzyste, kręte drogi wschodnich stanów, kilkudniowy pobyt w stolicy, aż w końcu 10 dni spedzonych w powalającym Nowym Yorku. W końcu sprzedazż motocykla i powrót do Polski. Na bloga wrzuciłem jeszcze tylko kilka zdjęć z Waszyngtonu i ............... zamilkłem na bardzo długi czas.
Niedokończona relacja nie dawała mi jednak spokoju. Pora w końcu coś z tym zrobić.
Wracam więc do punktu, w którym przerwałem pisanie bloga.

AWARIA
Po wyjechaniu z St. Louis pożegnałem się na dobre z route 66, która dalej prowadzi na północ do Chicago. Ja natomiast obrałem kierunek wschodni na Waszyngton. Wkrótce po wyjeździe z miasta wjechałem do Illinois. To już 12 stan na mojej trasie i krajobrazowo chyba jeden z nudniejszych. Szerokie, rozległe równiny, pola kukurydzy i w środku wciśnięta droga nr 50, którą wciąż gnałem na wschód. Takiej monotonii nie wytrzymał także motocykl. Po kilku godzinach jazdy zaczął wyraźnie słabnąć. Nic dziwnego, ostatni raz tankowałem rano w Saint Louis. Nie po raz pierwszy jadę na samych oparach, zawsze jednak udawało mi się dotrzeć do najbliższego miasteczka lub stacji benzynowej i w porę zatankować. Nie tym razem. Maszyna słabnie, aż w końcu wytraca prędkość i staje. Próby uruchomienia nic nie dają. Spojrzenie na mapę. Do najbliższego miasta jakieś 6 kilometrów. Zostawiam motocykl na skraju lasu i poboczem ruszam w kierunku miasta. Po drodze próbuję łapać stopa, jednak nikt się nie zatrzymuje. Klnę pod nosem na Amerykanów. Codziennie słyszałem te grzecznościowe: how are you, how can i help you, have a nice day, a gdy naprawdę potrzebuję pomocy nikt nie chce się zatrzymać. Piechotą przekraczam granicę kolejnego stanu. Tym razem to Indiana – 13 stan na mojej trasie. W końcu docieram do miasta. Kiedy tankuję benzynę w plastikowy baniak podchodzi do mnie małżeństwo. Mówią, że widzieli mój motocykl, a później mnie jak szedłem do miasta. Wracają w tamtą stronę i proponują, że mnie podrzucą, czym przywracają mi wiarę w Amerykanów. Znów jestem przy motocyklu, wlewam benzynę, odpalam i …. moto ani drgnie. Wszystko od nowa. Tym razem jednak łapię stopa za pierwszym razem i jadę z powrotem do miasta. Jest już po 18-tej i wszystkie warsztaty w mieście są zamknięte. Z pomocą pracowników stacji udaje się wezwać lawetę, którą ściągam motocykl do motelu położonego w najbliższym sąsiedztwie miejscowego warsztatu.
DESZCZ
Następnego rana podprowadzam motocykl do warsztatu. Okazało się, że przyczyną jest zabrudzony filtr paliwa i zabrudzone przewody paliwowe. Naprawa trwała kilka godzin. Cała ta przygoda, razem z lawetą bardzo słono odbiła się na moim budżecie. W końcu odebrałem motocykl z warsztatu i ruszyłem w dalszą drogę. Nie ujechałem nawet 10 mil, gdy zerwała się ulewa. Próbuję jechać w deszczu, jednak już po chwili całe ubranie mam mokre. Podejmuję jeszcze kilka prób jazdy, jednak nie ma to większego sensu. Gdy w przydrożnym barze oglądam prognozę pogody jestem bliski załamania. Na najbliższe dni przewidziane są bardzo intensywne opady deszczu. Wszystko to jest skutkiem szalejących na południu huraganów. Media pełne są doniesień o spustoszeniach jakie wyrządza w Teksasie huragan Ike. Prognozy niestety się sprawdzają i przez kolejne 3 dni nie przestaje padać. Utknąłem więc na dobre w Indianie, a chciałem ten stan przemierzyć w ciągu jednego dnia.

DO STOLICY

Gdy w końcu przestaje padać ruszam w dalsza drogę. Startuję o świcie z postanowieniem pojechania najdalej jak się da. Zaraz po starcie wjeżdżam do kolejnego stanu – Ohio. Mijam Cincinnati i gnam dalej na wschód zatrzymując się tylko na tankowanie i rozprostowanie kości. Po południu zatrzymuję się w Athens, mieście, które jest siedzibą Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jest akurat pierwszy tydzień roku akademickiego, więc miasto wygląda jak jeden wielki kampus uniwersytecki.
Ruszam jednak dalej i wkrótce jestem już w Zachodniej Wirginii. To już 15 stan na trasie. Za miastem Clarksburg nocuję w przydrożnym motelu. Bilans dnia jest imponujący – przejechane 3 stany i pobity rekord nabitych mil. Już tylko kilka godzin dzieli mnie od Waszyngtonu.
Pobudka i dalej na wschód. Zachodnia Wirginia jest dla mnie totalnym zaskoczeniem. To typowo górski stan. Trasa pełna jest zakrętów a więc tego co lubię najbardziej. Górskie widoki znów zapierają dech, a tablice przy trasie informują o miejscach bitew wojny secesyjnej, która rozegrała się głównie na tych terenach. Granice stanów zmieniają się tak często, że trudno się połapać. Wkrótce jestem w Pensylwanii, znów w Zachodniej Wirginii, w Maryland i znów w Z. Wirginii. prowincjonalne klimaty wschodnich stanów. Gdzieś w Maryland Po południu wjeżdżam do Waszyngtonu. Zarezerwowany wcześniej hostel okazuje się być w samym centrum, więc stolicę USA zwiedzam na pieszo. Spaceruję po mieście i jak rasowy turysta zaliczam kolejne obowiązkowe punkty programu: Biały Dom, Sąd Najwyższy, Kapitol, Washington Monument, Lincoln Memorial. Błąkając się bez celu trafiam pod siedzibę FBI. Niestety od zamachów z 11 września budynek nie jest udostępniony zwiedzającym. Zaglądam też do wspaniałych, darmowych muzeów, których jest wiele w centrum miasta.

w Waszyngtonie mój adres to hostel przy capitol street z takim oto widokiem po wyjsciu na ulicę

kilka minut marszu dalej znajduje się budynek Sądu Najwyższego USApod Kapitolemwidok sprzed Kapitolu na Washingtom MonumentWashington Monument po kilku głębszych;)nastepnego dnia wpadam w odwiedziny do Barakapomnik żołnierzy walczących w Wietnamie

mur z nazwiskami wszystkich poległych w Wietnamie

Lincoln Memorial
a w tej sadzawce brodził Forrest Gump

pomnik walczacych w Koreihamerykanckie Ministerstwo Rolnictwa. KMWTW:)


Daniel Rozpara

niedziela, 7 września 2008

Glowna ulica Ameryki

Glowna ulica Ameryki badz droga matka, to popularne okreslenia route 66. Odkad wpadlem na nia w Kingman w Arizonie caly czas staram sie jej trzymac jadac na wschod. Nie jest to latwe, bo dzisiejsza historic route 66 to rekonstrukcja przebiegu dawnej, oryginalnej drogi laczacej wschod z zachodem. Sa odcinki, dobrze oznakowane, gdzie droga biegnie w niezmienionej niemal postaci, ale czesto jest tak, ze droga wpada w ktoras z miedzystanowych autostrad, znaki gdzies gina i dopiero po przejechaniu kilkunastu - kilkudziesieciu mil znow pojawia sie znak, informujacy, ze w poblizu biegnie route 66. Gdy tylko jednak zjedzie sie z autostrady i wpadnie na historyczny przebieg tej drogi - klimaty sa fantastyczne. W Nowym Meksyku najciekawszym miastem na trasie route 66 jest Albuquerque, ktore swoimi budynkami przypomina raczej miasta hiszpanskie lub meksykanskie. Zreszta zostalo zalozone wlasnie przez Hiszpanow w 1706 r. i ma nawet starowke, co jest chyba ewenementem jak na amerykanskie miasta. Starowka Albuquerque to labirynt dziwnych budynkow (przypominajacych ksztaltami chate Flinstonow:), knajpki, sklepy z wyrobami indianskimi, patia z ogrodami i fontannami. Miejscowi to w wiekszosci Indianie i Meksykanie, a na ulicy czesciej slyszy sie jezyk hiszpanski niz angielski.
Po dwoch dniach spedzonych w Albuquerque jade dalej route 66 na wschod przez Nowy Meksyk w kierunku Teksasu. Wciaz jest goraco, a krajobraz po drodze gorzysto-pustynny. Im blizej jednak Texasu pojawia sie wiecej zieleni i teren robi sie plaski.
TEXAS
Przed wieczorem przekraczam granice z Texasem. Jedzie sie wyjatkowo przyjemnie. Nie ma wiatru, zachodzi slonce, a dookola rozlegle po horyzont rowniny i wreszcie zielen!! Po pewnym czasie tylko psuje sie zapach, bo zaczynaja sie rancza pelne bydla rogatego:) i ten wlasnie widok bedzie juz dominowal prawie przez cala droge przez Texas. Jedna z bardziej znanych atrakcji na texaskim odcinku route 66 jest cadillac ranch w poblizu miasta Amarillo. Wkopanych w ziemie, posrod pol kukurydzy, kilkanascie kadilakow wyglada przedziwnie:)

Amarillo jest tez znane z innego rodzaju atrakcji:) To wlasnie tutaj przy route 66 znajduje sie restauracja Big Texan Steak Ranch http://www.bigtexan.com/ , ktora slynie z tego, ze mozna zjesc za darmo ogromny stek (72 uncje - ponad 2 kg) z dodatkami, pod warunkiem jednak, ze zje sie wszystko w ciagu godziny. Od 1960 r. probe podjelo ponad 40 000 osob, a ponad 7 tysiacam sie udalo. Na chetnych zmierzenia sie z ponad dwukilogramowym stekiem czeka specjalny stol na podniesieniu, z zegarem odmierzajacym czas, a ten komu sztuka sie uda, nie tylko nie placi za obiad, ale nawet odwozony jest do domu specjalna rogata limuzyna. Ja po dluzszym zastanowieniu postanowilem nie ryzykowac 72$ i problemow zoladkowych i zamowiolem 24 uncjowego steka, ktorego i tak ledwo zjadlem, a mozliwosci przeciez mam niezle, hehe.
Co mnie uderzylo w Texasie, to to, ze tutaj ludzie naprawde chodza ubrani jak kowboye:) W ogole na calym zachodzie (no z wyjatkiem Kaliforni), kowbojki, skorzane kurtki z fredzlami i kapelusze to widok dosc powszechny. Pelno jest tzw "western shopow", gdzie mozna kupic siodla, lassa, kapelusze, pasy, kowbojki itp. O ile jednak w stanach takich jak Wyoming, Montana, Arizona czy Nowy Meksyk, ludzi tak ubranych widuje sie na ranczach przy pracy lub w drodze do niej, ewentualnie w barach, i najczesciej srednia wieku to tak na oko z 45-50 lat, to w Texasie kowbojski styl jest dosc powszechny rowniez u dwudziestolatkow i normalny tu widok na ulicy to mlodzi ludzie w butach-kowbojkach, jeansach, w ktore jest wpuszczona kraciasta koszula no i obowiazkowy kapelusz na glowie.

OKLAHOMA

Nastepnym stanem przez ktory biegnie route 66 jest Oklahoma. Tutaj krajobraz jest juz zupelnie europejski, a pogoda identyczna jak we wrzesniu w Polsce. A ze wrzesien to moj ulubiony miesiac, jedzie mi sie bardzo dobrze. Im dalej na wschod tym wiecej miasteczek i gestsza siec lokalnych drog . Nie ma juz takiej sytuacji jak w zachodnich stanach, ze jedzie sie 3 godziny i mija zaledwie kilka samochodow. Oklahoma to stan rolniczy, wiec na kazdej stacji benzynowej spotykam umorusanych farmerow tankujacych, w zaleznosci od pory dnia, benzyne albo piwo:) W ogole stacje benzynowe pelnia tu duzo wieksza role niz u nas. Tutaj stacja, to nie tylko miejsce gdzie sie tankuje paliwo, ewentualnie kupuje jakies drobiazgi. Tutaj to czesto miejsce towarzyskich spotkan. Na wiekszosci stacji jest oprocz sklepu cos w rodzaju samoobslugowego baru, gdzie mozna sobie zrobic hot-doga, hamburgera itp. Sa stoliki i ludzie, zwlaszcza w malych miejscowosciach, wpadaja w ciagu dnia na jakies szybkie jedzenie. Szczegolnie w Oklahomie spotkalem sie z sytuacja, gdzie stacja benzynowa wieczorami tetnila zyciem jak popularna restauracja w wiekszym miescie.

Oklahomskim odcinkiem route 66 jedzie sie zdecydowanie najlepiej. Moze mniej tu atrakcji i pozostalosci z lat 20-tych i 30-tych jak w innych stanach, ale za to jedzie sie caly czas bocznymi drogami i prawie w ogole nie wjezdza na autostrade. Na przedmiesciach Oklahoma City trafiam na najfajniejsza restauracje na calej trasie route 66 - to ta na fotach ponizej:


American beauty

"mowisz jej bejbe, mowisz jej dzizas, kupujesz drinka, wyrywasz" :))

sie wpisalem sie

W Oklahoma City staje tez przed dylematem, gdzie jechac dalej. Poczatkowo zakladalem ze pojade dalej na wschod przez Arkansas i Tenesse w kierunku Waszyngtonu, jednak szkoda mi tak wczesnie zjezdzac z route 66. Rozwazam, ktora opcje wybrac, z jednej strony jest Memphis z domem Elwisa i zapewne wieloma knajpkami utrzymanymi w tym klimacie, Tenesse z fabryka Jacka Danielsa, a z drugiej strony jazda na polnocny wschod route 66. Postanawiam jednak zastosowac sie do hasla "get your kicks on route 66" i jade dalej ta droga do Missouri.
MISSOURI
No i nie zaluje wyboru. Droga wiedzie teraz przez bardzo male miasteczka, majace w sobie jednak pelno uroku. Fantastyczne jest tez to, ze na route 66 bardzo czesto spotykam ludzi podrozujacych na motocyklach, wielu w pojedynke. W zasadzie to niejeden raz, kiedy zgubilem droge i nie moglem jej odnalezc wracalem na nia jadac za motocyklistami spotkanymi na drodze:) Przyjezdzaja na route 66 nie tylko ze Stanow, ale spotkalem tez ludzi z Kanady, Niemiec, Nowej Zelandii. Niektorzy ludzie maja kompletnego fiola na punkcie tej drogi. W jednej restauracji kelnerki pokazaly mi zdjecie faceta, ktory na calym ciele ma wytatuowanych kilkadziesiat miejsc, na drodze route 66, w tym wlasnie tej restauracji z czego byly bardzo dumne:) Facet widocznie zrobil furrore tez w innych miejscach, bo nastepnego dnia jego zdjecie widzialem w lokalnej gazecie.


A w miasteczku Carthage trafiam na absolutny hit. Wciaz dzialajace kino samochodowe!! Podobno ostalo sie juz tylko kilka takich w calych Stanach, a ja mam na dodatek szczescie, bo trafilem na ostatni seans w sezonie. Nastepnego dnia kino zamykaja az do przyszlych wakacji. No to takiej okazji nie moglem przepuscic, wrocilem do miasteczka znalezc nocleg i o 20tej bylem spowrotem na miejscu. Jak na koniec sezonu bylo sporo ludzi, facet z kasy po poludniu powiedzial mi, ze spodziewa sie 10-12 samochodow, tymczasem ja naliczylem 28 i jeden motocykl (znaczy sie ja:)). Po kupnie biletu wjezdza sie na wielki plac, gdzie sa wydzielone slupkami miejsca dla samochodow. Wybrac sobie mozna dowolne miejsce. Jako, ze noc byla ciepla, ludzie poprzyjezdzali z lezakami, materacami itp i ogladali film na zewnatrz samochodow. Ja dostalem krzeselko:)Wyswietlany byl akurat musical "mamma mia" http://www.mammamiamovie.com/ z Meryl Streep i Piercem Brosnanem z piosenkami z Abby. Swoja droga to nie myslalem, ze Abba wylansowala az tyle hiciorow. Pewnie normalnie bym sie na to nie wybral, ale w tym miejscu, w tej scenerii, ogladalo sie swietnie:) Nastepnego dnia dalej trzymam sie route 66 i wieczorem dojezdzam do miasta Waynesville i znow mam szczescie, bo akurat tego dnia jest mecz ligi miedzyuczelnianego footballu amerykanskiego. Oczywiscie postanawiam wybrac sie na mecz, tym bardziej ze sport ten mnie nawet wciagnal. O ile do baseballa wciaz nie moge sie przekonac, to amerykanski football jest calkiem ciekawy. A na meczu znow mialem to poczucie jakbym byl na planie filmu. Wszystko to juz widzialem tyle razy. Mlode osilki dostaja sie do szkolnej druzyny i staja idolami nastolatek, ktore rywalizuja ze soba zeby byc cherleaderkami:) Niby schemat, a jednak tak jest!

a nastepnego dnia bylem 4 mile od Krakowa. Warszawa tez byla, ale kilkadziesiat mil dalejw malych miasteczkach Missouri mozna natknac sie na Amishow, sprzedajacych produkty ze swoich farm. No i w koncu dojezdzam do St Louis, ktore nie robi na mnie dobrego wrazenia. Duze, ponad 2 milionowe, przemyslowe miasto. Mam wrazenie jakbym znalazl sie w jednym wielkim Zyrardowie. Wszedzie dookola stare budynki z czerwonej cegly. Downtown tez jakis taki nieprzyjemny; bez wyrazu i niebezpieczny. W nocy calkiem niedaleko slyszalem strzaly, a potem sygnaly policyjnych samochodow, wiec zapewne cos "ciekawego" sie dzialo. Nawet na Missisipi sie zawiodlem, spodziewalem sie ogromnej, szerokiej rzeki, a tu cos niewiele szerszego niz Wisla.
ILLINOIS/INDIANA czyli szczescie mnie opuszcza


Daniel Rozpara