wtorek, 2 lutego 2010
niedziela, 31 stycznia 2010
Pożegnanie
Tak oto po przejechaniu 20 stanów i blisko 10 000 km. zostaję bez motocykla. Jeszcze tylko transfer na lotnisko, wejście na pokład samolotu i moja amerykańska przygoda dobiega końca. W ciągu niespełna dwóch miesięcy zobaczyłem fascynujące miejsca, przeżyłem najróżniejsze przygody i poznałem fantastycznych ludzi. Poznałem Amerykę wielkomiejską, naśladowaną przez resztę świata i Amerykę prowincjonalną, gdzie rzadko kto wyjeżdża dalej niż za granicę swojego stanu. Wszystko to na długo zostanie w mojej pamięci. Jeszcze ostatnie spojrzenie z samolotu na panoramę Nowego Jorku, a po kilkunastu godzinach lądowanie w Warszawie. Na Okęciu właśnie startuje samolot do Nowego Jorku – następni wyruszają na swoje odkrywanie Ameryki.
Daniel Rozpara
NEW YORK AGAIN
Widok jak nie z tej ziemi, jakby tam w oddali był jakiś inny świat, inny wymiar. Podekscytowanie rośnie, a w głowie setki myśli. Przecież zbliżam się do jednego z najbardziej zatłoczonych miast, do stolicy świata! Za chwilę będę jeździł ulicami Nowego Jorku, a przecież prawo jazdy na motocykl mam dopiero 4 miesiące. Wjeżdżam w końcu do miasta. Najpierw Brooklyn z niską zabudową z czerwonej cegły, a później tunelem pod rzeką Hudson dostaję się na Manhattan. Wjeżdżam na wyspę od jej dolnej części. Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Mknę nadbrzeżem pomiędzy żółtymi taksówkami, a przed sobą widzę znane mi z filmów wysokościowce. Po chwili mijam strefę, w której stały dwa wieżowce World Trade Center.
Udaje mi się znaleźć niedrogi nocleg w hostelu w samym centrum Manhattanu. Zaraz obok jest Empire Start Building i Madison Square Garden.
W Nowym Jorku spędzam 10 dni. Przez ten czas mam okazje zobaczyć wszystkie jego większe atrakcje: pojeździć motocyklem po dżungli Manhattanu, pospacerować po Central Parku, ekskluzywnej 5 alei, chaotycznym Chinatown czy afroamerykańskim Haarlemie. Odwiedzam dzielnicę włoską, artystyczną Greenwich Village, modne Soho, zatłoczone Time Square i Brodway. Załapuję się nawet na mecz Jankesów – baseballowej chluby Nowojorczyków. Czuję atmosferę władzy pieniądza na Wall Street i pod budynkiem nowojorskiej giełdy. Multum restauracji, knajpek, kafejek, sklepów, fast – foodów. Na ulicach niesamowita mieszanka etniczna i kulturowa. Wszelkie rasy, języki, style mieszają się ze sobą. Każdy może tutaj być kim chce i robić co chce. Naprawdę ma się tutaj wrażenie, że to miejsce jest centrum współczesnego świata.
strawberry fields w central parku. to tu kropnęli Lennona
we włoskiej dzielnicy
i w Chinatown
Greenwich Willage dolny Manhattan
Daniel Rozpara
wtorek, 16 września 2008
BLOG - KONTYNUACJA
Niedokończona relacja nie dawała mi jednak spokoju. Pora w końcu coś z tym zrobić.
Wracam więc do punktu, w którym przerwałem pisanie bloga.
Po wyjechaniu z St. Louis pożegnałem się na dobre z route 66, która dalej prowadzi na północ do Chicago. Ja natomiast obrałem kierunek wschodni na Waszyngton. Wkrótce po wyjeździe z miasta wjechałem do Illinois. To już 12 stan na mojej trasie i krajobrazowo chyba jeden z nudniejszych. Szerokie, rozległe równiny, pola kukurydzy i w środku wciśnięta droga nr 50, którą wciąż gnałem na wschód. Takiej monotonii nie wytrzymał także motocykl. Po kilku godzinach jazdy zaczął wyraźnie słabnąć. Nic dziwnego, ostatni raz tankowałem rano w Saint Louis. Nie po raz pierwszy jadę na samych oparach, zawsze jednak udawało mi się dotrzeć do najbliższego miasteczka lub stacji benzynowej i w porę zatankować. Nie tym razem. Maszyna słabnie, aż w końcu wytraca prędkość i staje. Próby uruchomienia nic nie dają. Spojrzenie na mapę. Do najbliższego miasta jakieś 6 kilometrów. Zostawiam motocykl na skraju lasu i poboczem ruszam w kierunku miasta. Po drodze próbuję łapać stopa, jednak nikt się nie zatrzymuje. Klnę pod nosem na Amerykanów. Codziennie słyszałem te grzecznościowe: how are you, how can i help you, have a nice day, a gdy naprawdę potrzebuję pomocy nikt nie chce się zatrzymać. Piechotą przekraczam granicę kolejnego stanu. Tym razem to Indiana – 13 stan na mojej trasie. W końcu docieram do miasta. Kiedy tankuję benzynę w plastikowy baniak podchodzi do mnie małżeństwo. Mówią, że widzieli mój motocykl, a później mnie jak szedłem do miasta. Wracają w tamtą stronę i proponują, że mnie podrzucą, czym przywracają mi wiarę w Amerykanów. Znów jestem przy motocyklu, wlewam benzynę, odpalam i …. moto ani drgnie. Wszystko od nowa. Tym razem jednak łapię stopa za pierwszym razem i jadę z powrotem do miasta. Jest już po 18-tej i wszystkie warsztaty w mieście są zamknięte. Z pomocą pracowników stacji udaje się wezwać lawetę, którą ściągam motocykl do motelu położonego w najbliższym sąsiedztwie miejscowego warsztatu.
DESZCZ
Następnego rana podprowadzam motocykl do warsztatu. Okazało się, że przyczyną jest zabrudzony filtr paliwa i zabrudzone przewody paliwowe. Naprawa trwała kilka godzin. Cała ta przygoda, razem z lawetą bardzo słono odbiła się na moim budżecie. W końcu odebrałem motocykl z warsztatu i ruszyłem w dalszą drogę. Nie ujechałem nawet 10 mil, gdy zerwała się ulewa. Próbuję jechać w deszczu, jednak już po chwili całe ubranie mam mokre. Podejmuję jeszcze kilka prób jazdy, jednak nie ma to większego sensu. Gdy w przydrożnym barze oglądam prognozę pogody jestem bliski załamania. Na najbliższe dni przewidziane są bardzo intensywne opady deszczu. Wszystko to jest skutkiem szalejących na południu huraganów. Media pełne są doniesień o spustoszeniach jakie wyrządza w Teksasie huragan Ike. Prognozy niestety się sprawdzają i przez kolejne 3 dni nie przestaje padać. Utknąłem więc na dobre w Indianie, a chciałem ten stan przemierzyć w ciągu jednego dnia.
DO STOLICY
Gdy w końcu przestaje padać ruszam w dalsza drogę. Startuję o świcie z postanowieniem pojechania najdalej jak się da. Zaraz po starcie wjeżdżam do kolejnego stanu – Ohio. Mijam Cincinnati i gnam dalej na wschód zatrzymując się tylko na tankowanie i rozprostowanie kości. Po południu zatrzymuję się w Athens, mieście, które jest siedzibą Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jest akurat pierwszy tydzień roku akademickiego, więc miasto wygląda jak jeden wielki kampus uniwersytecki.
Pobudka i dalej na wschód. Zachodnia Wirginia jest dla mnie totalnym zaskoczeniem. To typowo górski stan. Trasa pełna jest zakrętów a więc tego co lubię najbardziej. Górskie widoki znów zapierają dech, a tablice przy trasie informują o miejscach bitew wojny secesyjnej, która rozegrała się głównie na tych terenach. Granice stanów zmieniają się tak często, że trudno się połapać. Wkrótce jestem w Pensylwanii, znów w Zachodniej Wirginii, w Maryland i znów w Z. Wirginii. prowincjonalne klimaty wschodnich stanów. Gdzieś w Maryland Po południu wjeżdżam do Waszyngtonu. Zarezerwowany wcześniej hostel okazuje się być w samym centrum, więc stolicę USA zwiedzam na pieszo. Spaceruję po mieście i jak rasowy turysta zaliczam kolejne obowiązkowe punkty programu: Biały Dom, Sąd Najwyższy, Kapitol, Washington Monument, Lincoln Memorial. Błąkając się bez celu trafiam pod siedzibę FBI. Niestety od zamachów z 11 września budynek nie jest udostępniony zwiedzającym. Zaglądam też do wspaniałych, darmowych muzeów, których jest wiele w centrum miasta.
w Waszyngtonie mój adres to hostel przy capitol street z takim oto widokiem po wyjsciu na ulicę
kilka minut marszu dalej znajduje się budynek Sądu Najwyższego USApod Kapitolemwidok sprzed Kapitolu na Washingtom MonumentWashington Monument po kilku głębszych;)nastepnego dnia wpadam w odwiedziny do Barakapomnik żołnierzy walczących w Wietnamie
mur z nazwiskami wszystkich poległych w Wietnamie
Lincoln Memorial
a w tej sadzawce brodził Forrest Gump
pomnik walczacych w Koreihamerykanckie Ministerstwo Rolnictwa. KMWTW:)
Daniel Rozpara
niedziela, 7 września 2008
Glowna ulica Ameryki
Po dwoch dniach spedzonych w Albuquerque jade dalej route 66 na wschod przez Nowy Meksyk w kierunku Teksasu. Wciaz jest goraco, a krajobraz po drodze gorzysto-pustynny. Im blizej jednak Texasu pojawia sie wiecej zieleni i teren robi sie plaski.
Amarillo jest tez znane z innego rodzaju atrakcji:) To wlasnie tutaj przy route 66 znajduje sie restauracja Big Texan Steak Ranch http://www.bigtexan.com/ , ktora slynie z tego, ze mozna zjesc za darmo ogromny stek (72 uncje - ponad 2 kg) z dodatkami, pod warunkiem jednak, ze zje sie wszystko w ciagu godziny. Od 1960 r. probe podjelo ponad 40 000 osob, a ponad 7 tysiacam sie udalo. Na chetnych zmierzenia sie z ponad dwukilogramowym stekiem czeka specjalny stol na podniesieniu, z zegarem odmierzajacym czas, a ten komu sztuka sie uda, nie tylko nie placi za obiad, ale nawet odwozony jest do domu specjalna rogata limuzyna. Ja po dluzszym zastanowieniu postanowilem nie ryzykowac 72$ i problemow zoladkowych i zamowiolem 24 uncjowego steka, ktorego i tak ledwo zjadlem, a mozliwosci przeciez mam niezle, hehe.
Co mnie uderzylo w Texasie, to to, ze tutaj ludzie naprawde chodza ubrani jak kowboye:) W ogole na calym zachodzie (no z wyjatkiem Kaliforni), kowbojki, skorzane kurtki z fredzlami i kapelusze to widok dosc powszechny. Pelno jest tzw "western shopow", gdzie mozna kupic siodla, lassa, kapelusze, pasy, kowbojki itp. O ile jednak w stanach takich jak Wyoming, Montana, Arizona czy Nowy Meksyk, ludzi tak ubranych widuje sie na ranczach przy pracy lub w drodze do niej, ewentualnie w barach, i najczesciej srednia wieku to tak na oko z 45-50 lat, to w Texasie kowbojski styl jest dosc powszechny rowniez u dwudziestolatkow i normalny tu widok na ulicy to mlodzi ludzie w butach-kowbojkach, jeansach, w ktore jest wpuszczona kraciasta koszula no i obowiazkowy kapelusz na glowie.
OKLAHOMA
Nastepnym stanem przez ktory biegnie route 66 jest Oklahoma. Tutaj krajobraz jest juz zupelnie europejski, a pogoda identyczna jak we wrzesniu w Polsce. A ze wrzesien to moj ulubiony miesiac, jedzie mi sie bardzo dobrze. Im dalej na wschod tym wiecej miasteczek i gestsza siec lokalnych drog . Nie ma juz takiej sytuacji jak w zachodnich stanach, ze jedzie sie 3 godziny i mija zaledwie kilka samochodow. Oklahoma to stan rolniczy, wiec na kazdej stacji benzynowej spotykam umorusanych farmerow tankujacych, w zaleznosci od pory dnia, benzyne albo piwo:) W ogole stacje benzynowe pelnia tu duzo wieksza role niz u nas. Tutaj stacja, to nie tylko miejsce gdzie sie tankuje paliwo, ewentualnie kupuje jakies drobiazgi. Tutaj to czesto miejsce towarzyskich spotkan. Na wiekszosci stacji jest oprocz sklepu cos w rodzaju samoobslugowego baru, gdzie mozna sobie zrobic hot-doga, hamburgera itp. Sa stoliki i ludzie, zwlaszcza w malych miejscowosciach, wpadaja w ciagu dnia na jakies szybkie jedzenie. Szczegolnie w Oklahomie spotkalem sie z sytuacja, gdzie stacja benzynowa wieczorami tetnila zyciem jak popularna restauracja w wiekszym miescie.
Oklahomskim odcinkiem route 66 jedzie sie zdecydowanie najlepiej. Moze mniej tu atrakcji i pozostalosci z lat 20-tych i 30-tych jak w innych stanach, ale za to jedzie sie caly czas bocznymi drogami i prawie w ogole nie wjezdza na autostrade. Na przedmiesciach Oklahoma City trafiam na najfajniejsza restauracje na calej trasie route 66 - to ta na fotach ponizej:
American beauty
"mowisz jej bejbe, mowisz jej dzizas, kupujesz drinka, wyrywasz" :))
sie wpisalem sie
A w miasteczku Carthage trafiam na absolutny hit. Wciaz dzialajace kino samochodowe!! Podobno ostalo sie juz tylko kilka takich w calych Stanach, a ja mam na dodatek szczescie, bo trafilem na ostatni seans w sezonie. Nastepnego dnia kino zamykaja az do przyszlych wakacji. No to takiej okazji nie moglem przepuscic, wrocilem do miasteczka znalezc nocleg i o 20tej bylem spowrotem na miejscu. Jak na koniec sezonu bylo sporo ludzi, facet z kasy po poludniu powiedzial mi, ze spodziewa sie 10-12 samochodow, tymczasem ja naliczylem 28 i jeden motocykl (znaczy sie ja:)). Po kupnie biletu wjezdza sie na wielki plac, gdzie sa wydzielone slupkami miejsca dla samochodow. Wybrac sobie mozna dowolne miejsce. Jako, ze noc byla ciepla, ludzie poprzyjezdzali z lezakami, materacami itp i ogladali film na zewnatrz samochodow. Ja dostalem krzeselko:)Wyswietlany byl akurat musical "mamma mia" http://www.mammamiamovie.com/ z Meryl Streep i Piercem Brosnanem z piosenkami z Abby. Swoja droga to nie myslalem, ze Abba wylansowala az tyle hiciorow. Pewnie normalnie bym sie na to nie wybral, ale w tym miejscu, w tej scenerii, ogladalo sie swietnie:) Nastepnego dnia dalej trzymam sie route 66 i wieczorem dojezdzam do miasta Waynesville i znow mam szczescie, bo akurat tego dnia jest mecz ligi miedzyuczelnianego footballu amerykanskiego. Oczywiscie postanawiam wybrac sie na mecz, tym bardziej ze sport ten mnie nawet wciagnal. O ile do baseballa wciaz nie moge sie przekonac, to amerykanski football jest calkiem ciekawy. A na meczu znow mialem to poczucie jakbym byl na planie filmu. Wszystko to juz widzialem tyle razy. Mlode osilki dostaja sie do szkolnej druzyny i staja idolami nastolatek, ktore rywalizuja ze soba zeby byc cherleaderkami:) Niby schemat, a jednak tak jest!
a nastepnego dnia bylem 4 mile od Krakowa. Warszawa tez byla, ale kilkadziesiat mil dalejw malych miasteczkach Missouri mozna natknac sie na Amishow, sprzedajacych produkty ze swoich farm. No i w koncu dojezdzam do St Louis, ktore nie robi na mnie dobrego wrazenia. Duze, ponad 2 milionowe, przemyslowe miasto. Mam wrazenie jakbym znalazl sie w jednym wielkim Zyrardowie. Wszedzie dookola stare budynki z czerwonej cegly. Downtown tez jakis taki nieprzyjemny; bez wyrazu i niebezpieczny. W nocy calkiem niedaleko slyszalem strzaly, a potem sygnaly policyjnych samochodow, wiec zapewne cos "ciekawego" sie dzialo. Nawet na Missisipi sie zawiodlem, spodziewalem sie ogromnej, szerokiej rzeki, a tu cos niewiele szerszego niz Wisla.
ILLINOIS/INDIANA czyli szczescie mnie opuszcza
Daniel Rozpara